Mówiąc o prorokowaniu, mamy na myśli znajomość zarówno przyszłości, jak i odległych faktów (czyli takich, które już się wydarzyły lub właśnie wydarzają się w odległym miejscu, a o których nikt inny nie może wiedzieć) w odniesieniu do losów świata, a także zwykłych ludzi. Taki właśnie charyzmat posiadał Ojciec Pio. Podczas II wojny światowej tysiące ludzi wykorzystywało tę mistyczną wiedzę Stygmatyka, by dowiedzieć się o losy przebywających na froncie wojennym najbliższych, od których nie mieli żadnych wieści. Przepowiednie Ojca Pio zawsze się potwierdzały, a sam zakonnik mówił o swym darze, że "widzi wszystko w Bogu."
"W okresie, kiedy do San Giovanni Rotondo zjeżdżały się ogromne tłumy, do klasztoru wysyłano codziennie dwóch karabinierów dla ochrony Ojca Pio. Pewnego dnia, po Mszy św., rozbierając się w zakrystii z szat liturgicznych, Ojciec Pio zwrócił się do jednego z owych karabinierów: (...) "Posłuchaj synu (...) najdalej za osiem dni umrzesz. Dobrze byłoby więc, żebyś odwiedził twój dom rodzinny." "Ależ Ojcze, czuję się doskonale" - odrzekł karabinier. "Nie martw się" - dodał Kapucyn. - "Za osiem dni będziesz czuł się jeszcze lepiej. Czymże jest życie? Pielgrzymowaniem. Podróżą - jak w pociągu. Poproś o przepustkę i jedź do domu" (...) Przybywszy do domu karabinier oznajmił rodzicom: "Ojciec Pio przepowiedził mi rychłą śmierć, przyjechałem więc pożegnać się z wami". Po ośmiu dniach młody karabinier umarł. "
Źródło: Allegri R. "Cuda Ojca Pio", Wydawnictwo WAM 1996, s. 227-228
"Alberto Galletti, arystokrata z Mediolanu, który zaliczał się do grona duchowych dzieci Ojca Pio, poprosił świętego kapucyna o błogosławieństwo dla swojego arcybiskupa, znanego jako kardynał Montini. "Zamiast cichego błogosławieństwa zawieziesz mu ryczącą burzę" - odparł Ojciec Pio. - "I moją niegodną modlitwę! Przekaż arcybiskupowi, że zostanie papieżem. Zrozumiałeś? Musisz koniecznie mu to powiedzieć! On musi się do tego przygotować." Jak wszyscy doskonale wiemy, kardynał Montini został papieżem Pawłem VI."
Źródło: Kalvelage F.M. "Święty Ojciec Pio Cudotwórca", Wydawnictwo Diecezjalne 2008, s. 69-70
"W roku 1948 ojciec Magliacanni pojechał w odwiedziny do swojej rodziny we Włoszech. Kiedy miał już wracać do Indii, podczas postoju w Neapolu ktoś zasugerował, że powinien odwiedzić Ojca Pio. Magliacanni wcale nie chciał do niego jechać. Przyjaciel ostatecznie przekonał go jednak, mówiąc: Co ci szkodzi zobaczyć Ojca Pio? Jeśli po spotkaniu z nim dalej będziesz sądził, że jest to "oszustwo," to trudno, ale będziesz mógł w każdym razie powiedzieć, że widziałeś go na własne oczy. Ojciec Magliacanni dotarł do klasztoru w San Giovanni Rotondo i spotkał się z Ojcem Pio. Pod koniec rozmowy Ojciec Pio oznajmił: "Ojcze Louise, muszę ci coś powiedzieć. Nigdy nie wrócisz do Indii. Bóg ma dla ciebie inne zadanie. Pojedziesz do Arabii." Magliacanni tak mu wówczas odpowiedział: "Wiesz, ojcze, zanim tu przyjechałem, sądziłem, żeś jest szalony. Teraz wiem to z całą pewnością! Spójrz, mam już bilet, paszport i zgodę przełożonego generalnego zakonu kapucynów na powrót za dwa dni do Indii. Jakże więc możesz mówić, że nigdy tam nie wrócę?!" Ojciec Pio uśmiechnął się tylko i powtórzył: "Nigdy tam nie wrócisz." Magliacanni postanowił zostać na obiad w klasztorze. Wówczas zadzwonił telefon. Jak się okazało, z Rzymu dzwonił pewien kardynał, członek Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, który koniecznie chciał rozmawiać z ojcem Magliacannim. Oznajmił mu, że zamiast wsiadać na statek do Indii ma niezwłocznie przybyć do Rzymu. Dwa dni później, w towarzystwie przełożonego zakonu kapucynów oraz tego samego kardynała, który wezwał go z San Giovanni Rotondo, ojciec Magliacanni wziął udział w prywatnej audiencji u Piusa XII. Papież oznajmił wówczas: "Ojcze Louisie, zostałeś wybrany do dzieła założenia nowej placówki misyjnej w Arabii." Magliacanni odpowiedział drżącym z emocji głosem: "Wasza Świątobliwość, wiedziałem o tym!" "Jakże mogłeś wiedzieć - zapytał papież - skoro to, co ci oznajmiłem, znane było jedynie kardynałowi i twojemu przełożonemu generalnemu?" Ojciec Louis odpowiedział wówczas: "Ojciec Pio mi to przepowiedział. Myślałem wówczas, że jest szalony. Teraz widzę, że to człowiek święty!"
Źródło: Kalvelage F.M. "Święty Ojciec Pio Cudotwórca", Wydawnictwo Diecezjalne 2008, s. 19-20
"W 1962 roku Karol Wojtyła był biskupem pomocniczym w Krakowie. 11 października owego roku rozpoczął
się Sobór Watykański II. Karol Wojtyła wraz z innymi 24 biskupami polskimi i kardynałem Wyszyńskim
przybył do stolicy Włoch, by wziąć udział w tym nadzwyczajnym wydarzeniu w życiu Kościoła (...)
Pewnego wieczoru (...) zastał list z bardzo smutną wiadomością: doktor Wanda Połtawska, żona jego
przyjaciela, Andrzeja Połtawskiego jest ciężko chora. Badania szpitalne wykazały nowotwór.
Karol Wojtyła bardzo dobrze znał tę kobietę. Należała ona do jego najbliższych współpracowniczek (...)
Andrzej i Wanda byli dlań jak brat i siostra, a ich rodzina zastąpiła mu jego własną rodzinę (...)
Wiadomość o chorobie Wandy była prawdziwym ciosem (...) Karol żarliwie modlił się, lecz z Polski
nadchodziły coraz to gorsze wiadomośći. Nowotwór powiększał się w szybkim tempie. Wanda Połtawska
miała być operowana, lecz ze względu na rodzaj choroby szanse uratowania jej życia były znikome.
Karol Wojtyła nasilił swe modlitwy. Prosił o modlitwę wszystkich swych przyjaciół, wszystkich znanych
mu księży i zakonnice. Aż nagle przypomniał sobie o Ojcu Pio, którego poznał tuż po wojnie, w 1947
roku. Pojechał wtedy do San Giovanni Rotondo i spowiadał się u zakonnika. Ojciec Pio zrobił na nim
ogromne wrażenie. Podobno wtedy Ojciec Pio przepowiedział młodemu kapłanowi, że zostanie papieżem i
że padnie ofiarą zamachu (...)
Wziął pióro i (...) napisał niewyszukaną łaciną krótki list, opatrzony datą 17 listopada 1962 roku.
W liście czytamy: (...)
"Wielebny Ojcze, proszę cię o modlitwę za pewną matkę czterech dziewczynek, mieszkającą w Krakowie, w Polsce (w czasie wojny pięć lat spędziła w obozie koncentracyjnym w Niemczech); jej zdrowie i również jej życie jest teraz zagrożone z powodu choroby nowotworowej. Módl się, by Bóg, za wstawiennictwem Najświętszej Marii Panny okazał jej samej i jej rodzinie swe miłosierdzie. Zobowiązany w Chrystusie Karol Wojtyła."
(...) List doręczono Angelowi Battistiemu, który bardzo znany był w Watykanie, gdyż
pracował w Sekretariacie Stanu. Zaś jako zarządca Domu Ulgi w Cierpieniu, był zarazem przyjacielem
Ojca Pio i jedną z nielicznych osób, które w każdej chwili mogły do niego przyjść lub zapukać do jego
drzwi.
- List doręczył mi jeden z kardynałów włoskich - powiedział mi Battisti. - Kardynał ów - mówił dalej
- zaznaczył, że chodzi o sprawę wielkiej wagi i dlatego trzeba jak najszybciej przekazać ten list
wprost do Ojca Pio. Nikt nigdy nie zlecił mi tak pilnej sprawy. Poszedłem natychmiast do domu,
siadłem za kierownicę i ruszyłem do San Giovanni Rotondo. Dotarłszy na miejsce poszedłem wprost do
celi Ojca Pio. Podałem mu list mówiąc, iż to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- Otwórz i przeczytaj - powiedział Ojciec Pio. Miał pochyloną głowę i, jak zawsze, modlił się.
Otworzyłem kopertę i zacząłem czytać mu list. Ojciec Pio słuchał nic nie mówiąc. I milczał dalej, gdy
już przeczytałem te kilka słów. Byłem zdziwiony. Ten list nie miał w sobie nic wyjątkowego. Był jak
wiele innych listów, które Ojciec Pio otrzymywał każdego dnia od osób proszących o jego modlitwę.
W pewnej chwili Ojciec Pio, podniósłszy głowę i spojrzawszy na mnie swymi głębokimi oczyma, powiedział:
"Miły Angiolino, temu nie można odmówić". Po czym spuścił głowę i pogrążył się w modlitwie.
Wsiadłem do samochodu, by wrócić do Rzymu. W czasie podróży nie przestawałem myśleć nad tym zdaniem
Ojca Pio. Znałem go od lat. Przywykłem oglądać niesłychane rzeczy, jakie działy się wokół jego osoby.
Wiedziałem, że każde jego słowo miało głęboki sens. Wciąż zadawałem sobie pytanie: "Ale dlaczego
powiedział "Temu nie można odmówić?" Kim jest ów biskup polski? Pracowałem w Sekretariacie Stanu,
lecz nigdy nie słyszałem o nim. A przecież Ojciec Pio darzył go szczególnym szacunkiem, skoro
wypowiedział zdanie wyraźnie wskazujące, że to osoba bardzo dlań ważna - dlaczego? Po przyjeździe
do Rzymu pytałem moich współpracowników, czy znają biskupa Wojtyłę, lecz nikt nigdy nie słyszał tego
nazwiska. Dokładnie po 11 dniach biskup Wojtyła napisał do Ojca Pio drugi list (...)
"Wielebny Ojcze, kobieta mieszkająca w Krakowie, w Polsce, matka czterech dziewczynek, dnia 21 listopada, przed operacją chirurgiczną, nagle wyzdrowiała. Składajmy dzięki Bogu. Również Tobie, czcigodny Ojcze, składam moje serdeczne podziękowania w imieniu tej kobiety, jej męża i całej jej rodziny. W Chrystusie, Karol Wojtyła, wikariusz kapitulny krakowski."
(...) Również i ten list doręczono Battistiemu, by bezzwłocznie go zawiózł do San Giovanni Rotondo.
"Wyjechałem natychmiast, ponieważ i tym razem proszono mnie w Watykanie o pośpiech - powiedział mi
Battisti.
- Przybywszy do klasztoru zjawiłem się od razu u Ojca Pio i pokazałem mu list. On zaś, jak zwykle,
powiedział: "Otwórz i przeczytaj". Tym razem czytałem z dużym zainteresowaniem, ponieważ chciałem
dowiedzieć się, cóż ważnego było jeszcze do powiedzenia. Przeczytawszy o tak wyjątkowym, niesłychanym
uzdrowieniu, spojrzałem w kierunko Ojca Pio, jakbym chciał pogratulować mu, lecz on pogrążony był w
modlitwie. Zdawał się nie słuchać mojego głosu w czasie lektury listu. Czekałem w milczeniu na jakieś
jego polecenie. Po paru chwilach rzekł do mnie: "Angiolino, zachowaj te listy, bo któregoś dnia
nabiorą one niezwykłej doniosłości." Wróciłem do Rzymu. Schowałem u siebie te listy zgodnie z
poleceniem Ojca Pio. Minęło szesnaście lat. Prawie zapomniałem o tym, że mam te listy u siebie.
Ale wieczorem w poniedziłek 16 października 1978 roku, kiedy ze środkowej loggii bazyliki św. Piotra
usłyszałem głos kardynała Feliciego, który oznajmił światu imię nowego papieża, następcy Jana Pawła I
- zamarłem. Brzmiało ono Karol Wojtyła! To był ten sam biskup polski, który dał mi list do Ojca Pio z
prośbą o uzdrowienie kobiety z Krakowa. Od razu pomyślałem o zdaniu Ojca Pio: "Temu nie można odmówić"
i stanęły mi łzy w oczach."
Źródło: Allegri R. "Cuda Ojca Pio", Wydawnictwo WAM 1996, s. 153-160
"Któregoś dnia zwierzył mi się mój radca handlowy: "Ożeniłem się, by mieć dzieci. Kradłbym nawet, byleby urodziło mi się choć jedno dziecko, lecz niestety, moja żona nie może zajść w ciążę i lekarze nie dają nam żadnych nadziei." "Może pojechałbyś ze mną do Ojca Pio?" - zaproponowałem mu. "A kto to w ogóle jest Ojciec Pio? - zapytał. Wytłumaczyłem mu. Dał się przekonać. Następnego dnia pojechaliśmy do San Giovanni Rotondo. Przedstawiłem radcę Ojcu Pio. Opowiedziawszy mu całą swą historię, spytał się go wprost: "Czy moja żona ma się operować, by móc mieć dzieci?" Ojciec Pio odrzekł: "Ach, mój synu, noże, to noże" - po czym odszedł. "Co chciał przez to powiedzieć?" - spytał mnie radca. "Nie wiem, lecz myślę, że nie zamierzał zachęcać do zabiegu chirurgicznego" - odpowiedziałęm. Wróciliśmy do domu. Radca był rozczarowany. Po miesiącu jednakże zapragnął jeszcze raz pojechać do Ojca Pio. W czasie podróży powtarzał: "Kto wie, czy pamięta moją sprawę?" "Oczywiście! Ojciec Pio o niczym nie zapomina" - upewniałem go. Zostaliśmy przyjęci. Radca zwrócił się do Ojca Pio: "Ojcze, proszę, tak bardzo chciałbym, żeby moja żona mogła mieć dziecko". "Ileż chcesz tych dzieci? Jedno przecież już masz" - oznajmił mu i oddalił się. Radca spojrzał na mnie i potrząsnął głową, jakby chciał powiedzieć: "Widzisz, pomylił mnie z kimś innym". Wróciliśmy do Rzymu. Przez całą podróż mój kolega milczał. Był przygnębiony. Po dwóch dniach zadzwonił do mnie krzycząc z racością do słuchawki, że jego żona jest w ciąży. Powiedział mu o tym ginekolog, u którego leczyła się. Lekarz nie mógł wyjść ze zdziwienia, gdyż był przekonany, iż jedynie zabieg chirurgiczny mógł umożliwić jej macierzyństwo. "
Źródło: Allegri R. "Cuda Ojca Pio", Wydawnictwo WAM 1996, s. 149