Znaki, to najtrudniejszy do rozpoznania, ale za to najczęstszy rodzaj kontaktów. To sytuacje, które zwykle nazywamy wielkim zbiegiem okoliczności, bo występuje w nich jakiś szczególny związek pomiędzy zmarłym, a konkretnym wydarzeniem, czyjąś myślą lub rozmową w danym momencie, datą, czy świętem rodzinnym. To sytuacje, które mają "drugie dno." Dla odbiorcy są zazwyczaj dość czytelnym "pozdrowieniem" od zmarłego, da się je jednak wytłumaczyć w zupełnie banalny sposób. Dlatego też znaki rozpoznać może zazwyczaj tylko ich adresat, pozostali będą traktować je, jak tylko zwykły przypadek. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ wszystko musi opierać się na wierze. By jednak znaki zostały właściwie odczytane, takie sytuacje wymagają czasami dogłębnej analizy. Przede wszystkim jednak trzeba całkowicie otworzyć się na to, co po ludzku wydaje się niemożliwe. W przeciwnym razie każdy znak będzie dla nas jedynie zwykłym zbiegiem okoliczności i sami możemy pozbawić się wielu Bożych łask. Oto przykłady codziennej łączności ze zmarłymi poprzez "znaki":
"Od zawsze byłam wielkim miłośnikiem żeglarstwa. Tata za życia wielokrotnie nawiązywał do moich żeglarskich zainteresowań. Pisał dla mnie żeglarskie wierszyki, rysował mi żeglarskie obrazki. Pierwszy znak otrzymałam na pogrzebie taty. Całe kazanie księdza było naszpikowane porównaniami życia i śmierci do morza, rejsu, statków i portów. Byłam zdumiona. Czułam się tak, jakby sam tata tłumaczył mi wszystko używając swoich żeglarskich metafor. Nie spotkałam się z tym na żadnym innym pogrzebie"
Źródło: Relacja ustna
Kiedy byłam jeszcze w wielkim szoku po śmierci taty, który za życia bardzo cierpiał, obawiałam sie, że on gdzieś teraz cierpi bez mojej pomocy (od której było uzależnione jego życie). Swoimi wątpliwościami zadręczałam mojego męża. Kiedy byliśmy w kościele zaraz po śmierci taty, ksiądz podczas kazania w kółko powtarzał jedno i to samo zdanie: "w Niebie nie ma chorób i nie ma cierpienia." Na początku uznałam to za zwykły zbieg okoliczności. Jednak ksiądz powtarzał to zdanie jeszcze wiele razy podczas kazania, potem tuż przed Komunią św. i jeszcze po błogosławieństwie na końcu Mszy. Mój mąż był w wielkim szoku. Był przekonany, że była to "odpowiedź z Nieba" na moje wielkie wątpliwości w ostatnim czasie.
Źródło: Relacja ustna
Po śmierci taty, rozdaliśmy jego ubrania. Niewielką część z nich zabrał mój szwagier. Po mszy świętej za tatę z okazji kolejnych jego urodzin, udaliśmy się całą rodziną na tradycyjną, uroczystą, urodzinową kolację. Podczas kolacji spojrzałam na szwagra, który siedział naprzeciwko mnie i ze zdumieniem zauważyłam, że ma na sobie koszulę taty. W dodatku tę koszulę, którą tata zakładał w każde swoje urodziny...
Źródło: Relacja ustna
Tata składał mi życzenia imieninowe zawsze równo o północy. Po jego śmierci zwyczaj ten przejął mój mąż. Tak było i tym razem. Kiedy odpakowałam otrzymany prezent, ujrzałam płytę CD zespołu "Totentanz" z wielkim tytułem "LIVE." Mój mąż był zdumiony, gdyż był przekonany, że kupił mi zupełnie inną płytę. Musiał więc ją wymienić. Mi jednak cała ta sytuacja nie dawała spokoju, gdyż moment wręczenia owego prezentu był przecież "godziną mojego taty." Kiedy jednak przetłumaczyłam tytuł płyty na j. polski, wszystko stało się dla mnie jasne: TOTENTANZ – "taniec umarłego". LIVE – nie tylko "na żywo," ale i „żyć” oraz „żywy, pełen życia.” Tata za życia miał poczucie humoru. Co więcej, uwielbiał czarny humor. Uważam, że mógł być to jego psikus. Jeśli przeżył swoją śmierć i nadal jest sobą, oznacza to, że w charakterystyczny dla siebie sposób dał mi do zrozumienia, że żyje, ma się dobrze, jest ze mną w tym momencie, że jako "umarlak" "tańczy na moich imieninach" i co najważniejsze - śmieje się ze swojej śmierci. Tym samym daje też do zrozumienia, że śmierci nie trzeba się bać.
Źródło: Relacja ustna
Tego dnia było mi bardzo, bardzo smutno. To przecież Wigilia, moje imieniny, a następnego dnia trzecia
rocznica śmierci taty. Czekałam na jakiś znak od niego, ale znaku nie otrzymałam. Kiedy jednak
wieczorem włączyłam komputer, otrzymałam wiadomość ż życzeniami "wesołych świąt" od jakiegoś Czesława.
Nie miałam pojęcia o kogo chodzi. Poszperałam więc w Internecie, by uzyskać dokładniejsze dane mojego
tajemniczego rozmówcy. W wizytówce ujrzałam podpis: "Czesław z cmentarza."
(Chodziło więc o kultowego Czesia, z bajki "Włatcy móch," który jak wiemy jest żywym
trupem. i mieszka na cmentarzu) Byłam przekonana, że ktoś znajomy zrobił
sobie dowcip wiedząc, jak bardzo tęsknię za tatą. Jakieś pół roku później napisałam więc do tej osoby
i przekonałam się, że to był ktoś zupełnie obcy i sam nie wiedział, dlaczego wysłał mi życzenia.
A jednak były to jedne z najpiękniejszych życzeń i to w najtrudniejszym dla mnie okresie roku
(Wigilia i rocznica śmierci taty).
Następnego dnia opowiadałam o tym wydarzeniu koleżance. Rozmawiałyśmy
poprzez komunikator internetowy. Pytała, jak ja odczytuję to wydarzenie, więc zaczęłam przyrównywać
obecną sytuację mojego taty do serialowego Czesia. Koleżanka odpowiedziała: "a widzisz?" I w tym momencie znowu
stało się coś dziwnego. Zerwała się między nami łączność, ale w taki sposób, że ona nie otrzymywała
ode mnie wiadomości. Ja natomiast byłam przekonana, że łączność wcale się nie zerwała, bo przychodziły
wciąż odpowiedzi. Prowadziłam więc dalej swoje rozważania. Dopiero po pewnym czasie doszłam do wniosku,
że coś jest nie tak, ponieważ odpowiedzi były wciąż takie same - "a widzisz?"
Wyglądało to mniej więcej tak:
Ja: Mąż był w szoku. Powiedział, że mam szukać porównań do Czesia. I wiele by sie zgadzało.
Czesio tez mieszka na cmentarzu :-)
Koleżanka:
a widzisz?
a widzisz?
a widzisz?
Ja: Czesio tez żyje pomimo, że jest trupem :-)
Koleżanka:
a widzisz?
a widzisz?
a widzisz?
a widzisz?
a widzisz?
Ja: Czesiowi też często odpadają kostki, ale sie tym nie przejmuje :-)
a widzisz?
a widzisz?
a widzisz?
a widzisz?
Ja: I Czesio też śpiewa cały czas ALLELUJA ;-)
Koleżanka: a widzisz?
Ja: no widzę :-)
Później dopiero okazało się, że łączność już dawno się zerwała.
Było to w 3 rocznicę śmierci taty. Mój tata za życia często powtarzał słowa "a widzisz?," kiedy
tylko o czymś udało mu się mnie przekonać :-)
Źródło: Relacja ustna