po tamtej stronie...

Istnienie poza ciałem

Dusza może istnieć bez ciała. Skąd takie twierdzenie? Przyjrzyjmy się fenomenowi wyjścia z ciała (OOBE), którego często doświadczają osoby bliskie śmierci. Mają one poczucie opuszczenia własnego ciała i unoszenia się. Oglądają pomieszczenie "z lotu ptaka." Widzą innych ludzi, słyszą ich rozmowy, obserwują wszystko, co dzieje się w pomieszczeniu, kiedy ich ciało pozbawione świadomości leży w bezruchu i ma oczy zamknięte. Czują się lekkie i co ważne - nie cierpią, choć bardzo cierpiały, przebywając w ciele. Twierdzą, że mogą przenikać ściany i udawać się w różne miejsca, a na dowód tego po powrocie do ciała relacjonują z najmniejszymi szczegółami, jak wyglądają pomieszczenia, w których nigdy wcześniej nie były lub sytuacje, których widzieć nie mogły. Charakterystyczną cechą takich przypadków jest brak kontaktu ze światem materialnym podczas ich "wyjścia z ciała". Próby kontaktu z rodziną, nie przynoszą rezultatu - nikt ich nie widzi, nie słyszy, nie czuje ich dotyku... Oto podobne relacje:


Pacjent udaje się do swojego domu

obrazek "Przywieziono (do kliniki - przypis red.) elektryka, który przez nieuwagę dotknął kabla o napięciu 380 V. Dopiero po trzech godzinach został odratowany i odzyskał przytomność. Opowiedział wówczas Causanillasowi (lekarzowi - przypis red.), który był jednocześnie parapsychologiem, że po uderzeniu prądem przewinęły się przed jego oczami obrazy z minionego życia. Potem nagle znalazł się w domu z żoną i dziećmi. Zaczął przemawiać do nich, ale oni go nie słyszeli, ani nie widzieli. Poczuł się więc zignorowany. Wtedy ze złości zrzucił wszystkie talerze ze stołu, pozrywał obrazy ze ścian i wrócił do szpitala. Zobaczył wówczas siebie na stole operacyjnym, jak lekarze go operują. Bardzo się tym przeraził i w tym czasie się przebudził. Lekarz, chcąc sprawdzić prawdziwość opowiadania uratowanego od śmierci pacjenta, pojechał tego dnia na przedmieścia Monterrey, gdzie mieszkała rodzina chorego. Okazało się, że wszystko, co on mówił, było prawdą. Już przed domem montera spotkał dzieci, które opowiadały sobie, że w domu po południu straszyło. Nagle spadły ze stołu talerze, choć się nikt do stołu nie zbliżał, a ze ściany zleciały obrazy, chociaż gwoździe ze ścian nie wypadły i wieszaki obrazów były nieuszkodzone. Żona i domownicy potwierdzili to wszystko, co opowiadały dzieci. Duch elektryka był więc na pewno w domu w czasie, kiedy znajdował się on w stanie śmierci klinicznej"

Źródło: Dominiczak H. "Powroty z tamtego świata," Michalineum 2008, s. 64

Dziewczynka spaceruje po szpitalu

obrazek Było to kilkadziesiąt lat temu. Bylam martwa przez ponad pół godziny po długiej i nieudanej reanimacji, czyli 50 minut od ustania pracy serca! Moje martwe ciało przykryto sztywnym przescieradłem, a moje ciało przewieziono do kostnicy. W tym czasie unosiłam się w górze korytarza szpitalnego. Wyślizgnęłam się z mojego ciała przez głowę, tak jak się rozbiera ciężki płaszcz zimowy. Doznałam uczucia powrotu z zimna do ciepłego, rodzinnego domu, w którym czekają kochani najbliżsi ze szklanka ciepłej herbaty. Poczułam ogromną ulgę, niesamowity spokój, nie czułam żadnego bólu mojego ciała, które mi dokuczało niemiłosiernie. Nie czułam też strachu. Obserwowałam wszystko, na co tylko miałam ochotę. Zwiedzałam wszystkie zakamarki szpitala, do których na co dzień nie miałam dostępu. Obserwowałam reanimację własnego ciała, a także poczynania lekarzy operujących w innych salach szpitalnych. Moja dziecięca radość była nie do opisania, bo nagle nikt mi niczego nie zabraniał. Czułam się także "czystsza" i o wiele mądrzejsza od innych, nawet od rodziców, którzy przecież byli dla mnie największym autorytetem. Choć byłam dzieckiem, w jednym momencie pojęłam sens życia i smierci, wszystko stało się dla mnie jasne. Moja dusza była napełniona niezwykłym szczęściem, spokojem, jasnością i miłością, jakich nigdy w życiu nie zaznałam. Widziałam moich rodziców rozmawiajacych z lekarzem prowadzącym, a potem pogrążonych w rozpaczy w poczekalni szpitalnej. Nie rozumiałam, dlaczego płaczą. Chciałam ich pocieszyć, żeby nie płakali. Mówiłam, błagałam, ale oni mnie niestety nie słyszeli i nie widzieli. Pamiętam, że byłam zła na nich, gdyż poczułam się przez nich zignorowana. Po spotkaniu ze swiatłością, wróciłam na ten ziemski padól pełna boleści i tęsknoty za moim prawdziwym domem.

Źródło: http://forum.gazeta.pl/forum/f,847,Zaloba_strata_osierocenie.html

Pacjentka ogląda akcję reanimacyjną

obrazek Jakiś rok temu zostałam przyjęta do szpitala z powodu choroby serca. Następnego dnia leżąc w łóżku, zaczęłam odczuwać bardzo silny ból w piersi. Nacisnęłam guzik znajdujący się przy łóżku, żeby wezwać pielęgniarki; przybiegły zaraz i zajęły się mną. Było mi niewygodnie leżeć na plecach, więc się obróciłam, a kiedy to zrobiłam, przestałam oddychać i stanęło mi serce. Wtedy usłyszałam, jak pielęgniarki zawołały: "Umiera! Umiera!" W tej samej chwili poczułam, że wychodzę ze swego ciała, że zsuwam się z materaca, pod prętem z boku łóżka - zupełnie, jakbym przeniknęła przez ten pręt - i ześlizguję się na ziemię. A potem zaczęłam powoli się unosić; kiedy to się ze mną działo, widziałam, jak do pokoju wbiegają jeszcze inne pielęgniarki - było ich chyba z tuzin. Mój lekarz akurat miał obchód, więc go wezwały; wszedł, a ja pomyślałam: "ciekawa jestem, co on teraz zrobi." Przepłynęłam koło stolika - zobaczyłam go z boku i to bardzo wyraźnie - uniosłam się pod sufit i zatrzymałam, patrząc w dół. Miałam wrażenie, że jestem papierkiem dmuchniętym do góry. Obserwowałam stamtąd, jak mnie reanimowali! Moje ciało leżało w dole wyciągnięte, widziałam je wyraźnie, a oni wszyscy stali wokoło. Usłyszałam, jak jedna z pielęgniarek powiedziała: "O Boże! Ona umarła", gdy tymczasem inna pochyliła się, żeby mi zrobić oddychanie usta - usta. Dokładnie widziałam jej głowę z tyłu. Nigdy nie zapomnę jej włosów, były krótko przycięte. Potem zobaczyłam, że wtaczają do pokoju jakąś maszynę, która powodowała wstrząsy klatki piersiowej. Włączyli ten aparat i zobaczyłam, że moje ciało podskakuje na łóżku i słyszałam, że każda moja kostka trzeszczy. To było okropne. Kiedy tak patrzyłam, jak ugniatają mi klatkę piersiową i nacierają ręce i nogi, pomyślałam: "Dlaczego zadają sobie tyle trudu? Przecież jest mi dobrze".

Źródło: Moody R. "Życie po życiu," Zysk i S-ka 2006 s. 43

Nie widzieli mnie ani nie słyszeli...

obrazek W roku 1989 Alicja spodziewała się trzeciego dziecka (...) "Kilka dni przed porodem (...) dostała silnego krwotoku (...) Pomoc zjawiła się szybko (...) W karetce ratownik wciąż do niej mówił, nie pozwalał jej zasnąć. Dojechali do szpitala, ale krwotoku nie udało się zatamować (...) Czas uciekał... Nagle wszystko zniknęło (...) Po chwili usłyszała: "Trzeba ratować dziecko." Zrozumiała, że lekarze przestali walczyć o nią, a skupili się na ratowaniu noworodka. Wtedy (...) zobaczyła wszystko z góry. "Patrzyłam na siebie leżącą. Już nie miałam brzucha, byłam płaska, wokół wirowały kolory, a ja czułam niezwykłą przyjemność, ale też lęk z powodu unoszenia się nad stołem (...)" Widziała, że wszędzie było pełno krwi. Lekarze pochylali się nad nią. Przeprowadzali operację. Pielęgniarka stała przy jej głowie podtrzymując ją. "Słyszałam, jak rozmawiają, ale nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Próbowałam zwrócić na siebie uwagę, ale mnie nie widzieli, ani nie słyszeli (...) Wyfrunęłam więc na ulicę. W jednej z klatek w bloku stała para młodych ludzi. Powiedziałam do nich: "Stoję przy was. Naprawdę mnie nie widzicie? Żadnej reakcji. Nikt mnie nie dostrzegał"

Źródło: Rewia nr 9/2012

Valid HTML 4.01 Transitional